WIŚNIOWA ZASKOCZYŁA!

Ośrodek Kultury w Wiśniowej zaprosił nas, czyli „Kuźnię światła” na 3-dniowy plener, w celu sfotografowania całej gminy. Gdy powiedziałam o tym znajomym, to usłyszałam: „Gdzie? Do Wiśniowej? A co tam może być ciekawego?” No to poczekajcie…

Po przyjeździe i miłym przywitaniu przez dyrektora, przedstawiono nam (jeszcze wtedy dla nas panią) Anię. Szalenie sympatyczna osoba. Od razu zaraziła nas swoim entuzjazmem i już wiedziałam, że będzie fajnie (Ania jest także koleżanką Moniki Armaty, naszej byłej uczestniczki Kuźni, z inicjatywy której zostaliśmy zaproszeni).

Gmina Wiśniowa jest pięknie położona pośród malowniczych górek, lasów i pagórków, ale nie o przyrodzie chciałabym pisać, chociaż zapach ziół, dojrzewających zbóż, smak czernic i śpiew ptaków długo jeszcze będzie mi towarzyszyć. Największe wrażenie zrobili na mnie ludzie, z którymi mieliśmy szczęście się spotkać. Wszystko to zawdzięczamy Ani, która razem z miłym kierowcą Łukaszem woziła nas po całej gminie, pokazując ciekawe miejsca i umawiając nas na spotkania z interesującymi ludźmi. Dzwoniła do nich anonsując nas jako 3- osobową grupę fotografów z Krosna i nikt jej nie odmówił, a nawet chętnie zapraszali (tak, słyszałam rozmowy telefoniczne gdzie na pytanie: „kiedy?” słyszeli: „za chwilę.” Tylko jedna pani powiedziała, że nie jest ubrana na co Ania: „to się ubierz, jesteśmy za 5 minut.” Jakie to piękne, że każdy ma czas i ochotę spotykać się z ludźmi. A Ania poświęciła nam nawet swój wolny czas w niedzielę. Wymienię teraz tych ludzi chociaż powinno pisać się o nich długo…

Pan Józef – właściciel winnicy Głębuczka. Przesympatyczny człowiek, oprowadził nas po swoich włościach i poczęstował pysznym winkiem, które w tak upalny dzień spowodowało pozostawienie części mojego wyposażenia fotograficznego. Pan Józef doniósł zgubę, pokonując wielką górę. Aha, a jeszcze wcześniej przy smakowaniu, przygrywał nam na starym niemieckim akordeonie…

Pan Kazimierz – kolekcjoner pamiątek z przeszłości. Ma na swoim gospodarstwie wielkie garaże, w których już od 20 lat gromadzi cudeńka. Ile pasji jest w nim, to tylko pozazdrościć. Można było go słuchać i słuchać… a tych skarbów jest tyle, że dnia by zabrakło na oglądnięcie wszystkiego.

Pan Marcin – właściciel rancza Kozłówek. Miły młody człowiek, który przerwał prace ziemne, aby nam opowiedzieć o swoich pięknych konikach polskich i stadzie danieli. Wygłaskałam koniki, a później karmiliśmy z ręki daniele (ale fajnie łaskotały).

Pani Aneta – właścicielka wielkiej posiadłości w Oparówce. Cały dom tonął w kwiatach, a zapach lilii zwalał z nóg. Były też konie, wielki staw gdzie można wędkować i duże miejsce biwakowe. Bardzo sympatyczna pani zapraszała na kawę i obiecaliśmy, że kiedyś przyjedziemy.

Pan Tadeusz – właściciel zabytkowego wiatraka w Różance. Chętnie pokazał nam wnętrze, gdzie gromadzi pamiątki z przeszłości, a nawet uruchomił skrzydła. Ciekawe wrażenie jak gdyby czas się zatrzymał… Opowiedział nam także, jak jego ojciec po wojnie wiózł rowerem z Krosna główną oś, taką wielką i ciężką. Oczywiście rower nam też pokazał, piękne cacko z przerzutką w ramie.

Pan Tadeusz z Renią – właściciel pięknego ogrodu i mnóstwa zwierząt (kozy, gęsi, króliki, indyki, perliczki, koty, gołębie, kury). Nic dziwnego, że Tadeusz szukając swojego miejsca osiedlił się tutaj. Widok przepiękny (Ania miała tutaj sesję ślubną). Dom wyremontowany ze smakiem i wielki taras z huśtawką. A w ogrodzie dziwności: piękne kwiaty, naszczepione grusze, gałązki brzozy plecione w warkocze, modrzew prowadzony poziomo (miał chyba z 10 m długości), czarne pomidory, a na pergolach wiszące wielkie winogrona. Na moje pytanie jak to robi, że tak pięknie rośliny rosną, odpowiedział, że trzeba postępować z nimi jak z kobietami, przytulać i pieścić. No cóż… Tutaj także delektowaliśmy się winkiem z wcześniejszych zbiorów i jeszcze dostałam torbę pomidorów.

Pani Iza – wybudowała z mężem ekologiczny dom ze słomy i (chyba) gliny. Wiem, że poszło na to jakieś wielkie ilości słomy, chociaż domek nie jest duży. Ma okrągły kształt, a urządzenie wnętrza robi wrażenie i wcale nie wydaje się mały. W gospodarstwie jest wiele zwierząt, śliczne barany jakiejś dziwnej rasy, kozy i… osły. Tak dwa osiołki! Jak jeden się zadarł, to trzeba było uszy zatykać. Podobno kiedyś porządnie wystraszył grzybiarzy.

Na koniec nie sposób nie wspomnieć naszych gospodarzy Krysię i Stanisława. Ich gospodarstwo znajduje się w Szufnarowej w zacisznym i malowniczym miejscu. Mają dużo świnek i 2 krowy (do maja były jeszcze konie). Krysia przygotowywała posiłki, serwując nam przysmaki z własnych wyrobów. Nie zapomnę wrażenia, gdy wróciliśmy późno, po wykładzie Tomka w GOK i mieliśmy sami przygotować kolację. Otwieram lodówkę… a tam pęta kiełbasy, szynki, boczki, pasztety, kiszki… Ledwo się to wszystko mieściło (szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia). Mniam mniam… Gospodarze bardzo mili i radośni. Bez problemów mieszkało się w ich domu. Krysia tylko na moje wspomnienie o rowerze, wytaszczyła go z pajęczyn, pięknie umyła i dzięki niej miałam piękną wycieczkę. Trudno było się rozstać, ale umówiliśmy się na ognisko, kiedyś tam… Na pewno do nich wrócimy, bo to bardzo sympatyczni ludzie. Można długo było słuchać ich dziejowych opowieści i oglądać rodzinne zdjęcia.

Dziękuję także moim kolegom Tomkom za to, że czas pleneru upłynął mi w ciągłym śmiechu.

Basia

   

Wystarczy tylko trochę zboczyć ze, zdawałoby się, każdemu znanej trasy Krosno – Strzyżów, by zobaczyć miejsca i spotkać ludzi, których nie znajdziemy na głównym szlaku. Większe i mniejsze winnice, ogrody, ogrom uprawnych pól, polany, wysokie wzgórza i głębokie doliny – tym może zaskoczyć gmina Wiśniowa przy bliższym poznaniu, które było nam dane podczas trzydniowego pleneru fotograficznego. Teren ten to także bardzo życzliwi i ciekawi ludzie, zbieracze staroci i historii, chętni do rozmowy, zwierzeń i wspomnień.

Pomimo uciążliwego upału i licznych „pamiątek” na nogach od gryzących owadów, udało się nam zobaczyć i utrwalić te piękne miejsca…

Tomek P.

   

To rzeczywiście był czas niezwykłych niespodzianek…

Bo, po pierwsze, jechaliśmy na zaproszenie GOKu w Wiśniowej zupełnie się nie spodziewając co nas czeka… Po drugie – lato i fala upałów, więc światło i okoliczności, które trzeba uznać za wysoce niesprzyjające… Po trzecie – gmina Wiśniowa i wątpliwości (turysty z okna samochodu mknącego po głównej drodze)… co tam właściwie jest do fotografowania…

Jednak, jak zwykle, odwaga i determinacja popłacają… organizacja pleneru okazała się doskonała, pogoda zamiast przeszkadzać – pomagała, a tematy czaiły się za każdym zakrętem…

Czy więc warto było spędzić te trzy dni z aparatem w ręku? Jak najbardziej tak:) Zresztą popatrzcie na nasze zdjęcia…

Ps. Dziękujemy organizatorom pleneru, za wspaniałe chwile, które spędziliśmy w Waszej pięknej i gościnnej gminie!

Tomek W.

Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!Wiśniowa zaskoczyła!