W niedzielny poranek (7 maja) pospaliśmy sobie, że hej… i o 6.30 wyruszyliśmy do Jaślisk na ostatnie już, tego weekendu, łowy. Co prawda na drodze stanął nam jeden niedobry szlaban (wtajemniczeni wiedzą, że chodzi o szlaban leśny…), ale pokonawszy go i wrzuciwszy prędkość nadświetlną dotarliśmy o 7.10 na miejsce naszego fotograficznego przeznaczenia.
Na rynku w Jaśliskach rozpoznaliśmy znajomą postać… to Sylwek, który przyjechał z Krosna wziąć udział w naszych łowach… Następną przeszkodą był wybór miejsca, w które mieliśmy się udać celem robienia zdjęć. Basię ciągnęło w łąki i krzaki, Tomasza w uliczki i miasteczkowe klimaty. W sumie byliśmy i tu i tam… spotkaliśmy pana z niemieckim rowerem, niektórzy wdali się w pogawędki z mieszkańcami, inni przeciskali się między budynkami, przełazili przez rzekę po drzewach (stosując przeróżne techniki…)… Słowem – łaziliśmy, fotografowaliśmy, podziwialiśmy cuda natury i dobrze się bawiliśmy. Teraz, po obfitym śniadaniu, czekając na obiad przygotowaliśmy dla Was ta relację na wieczną rzeczy pamiątkę…