Po śniadaniu następne wyjście. Zaczynamy od koników polskich. Gabrysia nasza przewodniczka (córka Michała), opiekunka i wielka sympatyczka koni, przeprowadza swoje stadko na inne pastwisko. Po drodze fotografujemy, biegamy wkoło koników, przyglądamy się i wypytujemy o wszystko. Następnie niespodzianka! Michał przyjeżdża po nas pickup`em i zabiera w tajemnicze, tylko jemu znane miejsca. Niektórzy ładują się na pakę, bo gdzież byłoby lepiej. Po ekstremalnej przejażdżce po polach, łąkach, rzekach i wielkich koleinach (oj bolały niektóre części ciała) dojechaliśmy do uroczego potoczku z pięknie spiętrzoną wodą. No cóż, dojście do niego nie należało do łatwych podejść. Ślizgając się po błocie i stromych brzegach, przechodząc przez wodę i jakże śliskie kamienie dotarliśmy wreszcie na miejsce. Tak wreszcie, bo nie było łatwo a szczególnie gdy patrzyliśmy na biegające po stromych brzegach córki Michała. Czy na te dziewczyny nie działa prawo grawitacji? Dawno nie widziałam tak sprawnych dzieci. Biegają po stromiznach, po drzewach, po śliskich skałkach, ech aż miło było patrzeć.. a Aniela jest tak pomysłowa, że długo by o tym pisać. Po ponownej przejażdżce bez ograniczeń, wspinamy się na górkę z piękną panoramą. Spacerujemy po rozległych łąkach, podziwiając kwitnące posiadłości Michała. Słońce przygrzewało czasami zbyt mocno i niektórzy trochę wymiękali. W Farfurnii za to czekał nas pyszny obiadek. Chyba nie wspominaliśmy, że jemy tutaj tylko zdrową żywność. Pyszne serki, chleby, powidła, wszystko domowej produkcji i do tego minimum soli i cukru. Jedzenie podawane w glinianych naczyniach także wytwarzanych na miejscu. Po pysznym posiłku znowu niespodzianka. Córki Michała urządziły nam sesję fotograficzną z błotem w głównej roli. Jakież one mają pomysły! Pierwsze biegały po deszczu, świetnie się bawiąc, a później kąpiel w błocie. Już naciskają, żeby kończyć, gdyż niedługo kolacja i następny, trzeci już dzisiaj, plener.