Jestem trochę na wygnaniu… i nie bardzo mam kiedy biegać z aparatem… minęła mnie już oszroniona, cudna, słoneczna zima i sobie poszła… ale mam nadzieję, że jeszcze powróci i uda się ją złapać na zdjęciach…
Pobiegłam po raz kolejny na żelazny ,,umierający,, most… jednego dnia słońce już sobie poszło spać… a jak byłam rankiem to poranne światło tam nie dociera… słońce gości na tym ,,stalowym rumaku’’ między 12 -13 godziną za to ja tam nie mogę gościć o tej porze… i tak się mijamy z doskonałą fotografią… cóż… jestem ciągle dobrej myśli, że kiedyś mi się uda…
Wracając z nie bardzo udanego połowu ,,fotograficznie mostoweg’’… naciągnęła błyskawicznie na mojej drodze powrotnej – mgła i zabrała mi słońce i całą migocącą szadź… mgła pięknie tańcowała a ja utknęłam w chaszczach i szuwarach nie mogąc dogonić jej harców nad przymarzniętą i oprószoną taflą jeziora… była to zjawiskowa chwila…
Pozdrawiam Was serdecznie i cdn… z ,,Małdytowa’’…