Końcem października postanowiliśmy zapolować na jesienne mgły. Po krótkiej dyskusji wybraliśmy wschód Słońca na górze Sobień a później nasza ulubiona Bezmiechowa, która za każdym razem zachwyca i pozostaje na długo w pamięci. Dzięki Asi mnóstwo ludzi poznało to miejsce – za co jesteśmy Ci bardzo wdzięczni.
Myślę, że z powodu zbyt wczesnej pobudki (4 rano) nie udało nam się zebrać większej grupy. Cóż trójka też jest ok. Z powodu szybkiej jazdy Janusza (niestety zanim my wzięliśmy aparaty do ręki – już nam zrobiono fotkę w Rymanowie) średniowieczny zamek (tzn. ruiny) w dolinie Sanu powitaliśmy 30 minut przed wschodem. W ciszy poranka, zadumani nad przestrzenią otuloną mgłą, oczekiwaliśmy pierwszych promieni słońca. Ileż to cudownych wschodów przeżyliśmy dzięki fotografii…
Po kilkunastominutowym fotografowaniu w pięknym świetle jesiennych widoków , postanowiliśmy powrócić tutaj zimą.
Następnie pojechaliśmy do Bezmiechowej – głównie dla Janusza, które swoje poprzednie pierwsze spotkanie z szybowiskiem miał troszkę nieudane co mogliście przeczytać z relacji z 27 września ,,Mglisty plener,, ale wytrwałość została nagrodzona … Już u podnóża zobaczyliśmy to na co w skrytości każdy z nas liczył. Nie przewidzieliśmy tylko, że będzie tak pięknie. Na wzgórzu ukazał nam się widok utrudniający oddychanie… Mgła spowiła całe odległe góry i tylko wystające wierzchołki mówiły „Tu jesteśmy..” Eh, gdyby tak można było wznieść się i chociaż przez chwilę poczuć się jak ptak. To są właśnie te chwile, których szukamy… No dość tego odlotu.
Stąpając po ziemi łapiemy w kadry każde zmieniające się światło, przesuwające pierzaste chmury i płynącą mgłę. Nie było łatwo rozstać się z takim widokiem.
Wstąpiliśmy jeszcze na Weremień, ale nic już nas tak nie urzekło. Podsumowując zachęcamy do plenerów i poszukiwań porannych mgieł, bo właśnie teraz jest najlepszy czas na takie uczty.