Jak co dwa tygodnie wybraliśmy się na plener. Tym razem w niewielkim, czteroosobowym gronie. Wybór padł na pozostałości po łemkowskiej wiosce, Wołtuszowej. 7 rano zbiórka, kilka minut oczekiwania na ewentualnych spóźnialskich i ruszyliśmy w stronę Rymanowa Zdroju. Na miejscu zostawiamy samochód i ruszamy w „dzicz”. Szybko doszliśmy do zejścia z drogi na szlak i zaczęły się uroki odludnych miejsc. Cerkwisko, kamienna chrzcielnica, pozostałości po studniach i piwniczkach – wszystko to ma swój niepowtarzalny urok. Stare, wielkie dęby i wszechobecny śnieg, który przechodził w mocną zadymkę dopełniały poczucia pustki i odludzia. Być może dla tego mnie te widoki kojarzyły się z „Potopem” Jerzego Hoffmana. Co rusz wyglądałem Kmicica wyjeżdżającego zza drzew na koniu, mocno oblepionego białym puchem.
Czy Wam się nasuną podobne skojarzenia? Obejrzyjcie zdjęcia by się przekonać. ;-)