Na spotkaniu w środę pada pytanie w temacie plenerów: a jak w tą sobotę?

Szybkie zastanowienie się, kalkulacja godzin snu w weekend i szybka odpowiedź: pewnie! Jesteśmy umówieni!

W czwartek jeszcze rzucam temat do wszystkich przez sms, ale cisza w eterze, każdy chce pospać. ;-)

Jadę więc rano, bo umówiłem się z Ernestem i sami ruszamy w miasto. Miasto, które powoli budzi się ze snu. Pogoda w pierwszej godzinie nie sprzyja. Szaro i buro. No ale czego się spodziewać w czasie pierwszych oznak wiosny? Gdzieniegdzie krokusy (o ile się zam, a się nie znam), na gałęziach bazie, na Wisłoku kaczki. Jakiś samotny wędkarz, jakaś para pod mostem, ale biorąc pod uwagę porę to raczej kończy imprezę niż zaczyna. „Szlajamy” się uliczkami „Zawodzia”. Urząd Stanu Cywilnego, szkoła, kościół – to wszystko jest, a ciekawego tematu jak na lekarstwo. Oglądamy nowy biurowiec MPGK – teraz już wiem dlaczego wywóz śmieci tak podrożał… ;-)

Później ruszmy wzdłuż stadionu Karpat do połączenia dwóch krośnieńskich rzek. Znad rzeki wracamy ku ulicy Krakowskiej mijając dom rodzinny Gomułki, w którym swego czasu było muzeum, a który teraz jest w rękach prywatnych – Gomułka pewno w grobie się przewraca. :-D

Powoli i leniwie, zahaczając o Rynek kierujemy się w stronę Galerii Portius, bo tam zostały nasze samochody. Krosno powoli budzi się do życia, Krosno w którym po porannej szarówce, powoli i nieśmiało wychodzi zza chmur słońce, jakby trochę zawstydzone. Przecież ono też chciało pospać!

Pozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plenerPozaplanowy plener