(nie bez kozery ostatni wyraz jest z dużej litery…)

Piątkowy wczesny ranek (dla potomnych – 5 grudnia 2017 r.). Za oknem szaruga, deszcz i, co tu kryć, samopoczucie nienajlepsze. Za chwilę wyruszam do pracy. Przychodzi SMS – to Barbara atakuje z rana, przypominając, że dziś wieczorem w Rzeszowie wernisaż wystawy fotograficznej Tomasza Tomaszewskiego. Odpisuję, żeby skrzyknęła naszych kuźniowych uczestników… a ja zobaczę (co jest eufemistyczną odmianą stwierdzenia – raczej podziękuję).
O 13.39 kolejny SMS. Barbara pisze – nikt nie chce jechać. Trzeba podjąć męską decyzję, ale nie przesadzajmy, to nie wyjazd na Grenlandię… więc damy radę…
O 17.00 uzbrojeni w przekąski (barbarowe „kukułki” i moje ciasteczka) oraz napoje ruszamy w drogę. Na rozmowie i słuchaniu muzyki czas szybko mija, tym bardziej, że za oknem czarna plucha… Na miejscu szamoczemy się po parkingu przed galerią Nowy Świat, w której odbędzie się wystawa… I już jesteśmy… na zdjęciach FOTOGRAFIE. Ludzie powoli się schodzą, poznajemy w tłumie kilkoro przyjaciół z RSFu. Trochę gadamy o fotografii, trochę przyswajamy zdjęcia… Jest 19.08 – Tomasz Tomaszewski – Autor zdjęć – zaczyna mówić… Barbara znalazła dobre miejsce i nagrywa w audio i video. Ja utknąłem ściśnięty w środku sali. Gorąco, mało powietrza, ale o dziwo – jakoś to nie przeszkadza (emocje sprawiają, że tlen przestaje być niezbędny, a my zmieniamy się w bakterie beztlenowe…). Słowa artysty znajome, dotykające tego, co (jak uważam) powinny dotknąć, opisujące to, o czy warto pamiętać i wiedzieć. W ogóle wrażenie trochę takie jak „w domu”… Zdjęcia, ludzie, rozmowy, autor i to, co ma do powiedzenia… po prostu wszystko absolutnie zgrane z fotograficznym biciem serca…
Potem tylko kartki-zdjęcia na pamiątkę, autograf i krótka rozmowa z panem Tomaszem – bohaterem wieczoru (człowiekiem otwartym, skromnym i mądrym), jeszcze krótkie pożegnanie z kilkoma znajomymi i czas wracać do domu. Jest 21.00 – pizzeria w Zwięczycy jeszcze (na całe szczęście) czynna. Uzupełniamy „paliwo” i syci, i szczęśliwi, i rozgadani wracamy do domu…

To tylko jeden wieczór, gdzieś około godziny… ale (jak dla mnie) dotknęliśmy czegoś niezmiernie ważnego. Ten wernisaż miał treść! Oprócz zdjęć były słowa, które poszły głębiej, gdzieś pod obraz, pod fotograficzną emulsję i papier (czy plastik). Myślę, że coś dotknęło i nasze „procesy myślowe” i nasze serca… Choć to drobiazgi, to jednak fotografia nie będzie już dla mnie (i chyba dla Barbary) taka sama jak wcześniej… Dlatego to było spotkanie z Fotografią i Autorem. Z dużych liter, bez wątpliwości i „dwóch zdań”. I za to Tomaszowi Tomaszewskiemu serdecznie dziękuję!

Spotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z FotografiąSpotkanie z Fotografią