Jako, iż „starszyzna” dała mi całkowitą swobodę w opisaniu naszego pleneru, postanowiłam puścić wodze fantazji i mam nadzieję, że nie będę musiała się wstydzić :) Więc zasiądźcie wygodnie moje kochane dziatki, zróbcie sobie ciepłą herbatkę i poczytajcie…
Nie tak dawno temu (bo 21 lutego, roku Pańskiego 2015) i bynajmniej nie za górami lub lasami sir Michał napoił swoje rumaki mechaniczne wysoko oktanowym płynem.
Tego dnia słońce pogniewało się na Podkarpacie i stwierdziło, że pośpi sobie smacznie. Nic to, stwierdził sir Michał, prawdziwi rycerze nie wymiękają. Miu (Michał) zebrawszy drużynę pierścienia w składzie: sir Janusz, królewna Kasia i „anielica” Arleta (czyli ja) pogalopował w stronę Jasła.
Tak sobie galopujemy i oczom nie wierzymy, ponieważ w Jaśle ,,stoi na stacji lokomotywa”. Wspólnie stwierdzamy, że takie perełki odchodzą do lamusa, więc trzeba je uwiecznić, bez dwóch zdań. Kilka migawek i 10 zoomów później udajemy się w okolice dworu nazywanego przez ludność dworcem (jak zwał tak zwał).
Tam dopada nas istne szaleństwo fotograficzne – sir Michał robi nam obciachowe fotki z okrzykiem „To TY się będziesz wstydzić!” Reszta podłapuje temat: księżniczka Kasia ma nową koronę a ja aureolę.
Po naszej sesji do gazety „Z innej bajki” stwierdzamy, że dobrze by było się ogrzać przy ciepłej herbacie. Znajdujemy idealne miejsce – ściany z cegły zdobią zacne fotografie, miło, przytulnie, prawie idealnie. Prawie, bo w tle przygrywała nam muzyka disco polnych-bardów… Cóż w dobrym towarzystwie jesteśmy w stanie wytrzymać więcej. Snujemy opowieści o fotografii, herbacie z cytryną i zaparzaniu mięty w lodzie? (czego to się człowiek nie dowie).
Wracając do domu, myślałam sobie, że nie zawsze liczy się ilość udanych zdjęć. Liczą się ludzie, z którymi drogi Czytelniku przyjemnie spędzasz czas, wygłupiasz się i odnajdujesz w sobie odrobinę dziecka. Nie wiem, czy Was zainteresowałam relacją z naszego pleneru, ale to jak najbardziej moja bajka…