Pomimo mrozów i zasp plener się odbył, w co w piątek wieczorem wątpiłam. 5-osobowa grupa śmiałków wyruszyła rano w sobotę po tym pamiętnym, śnieżnym piątku. Miałam obawy, że nie uda nam się nigdzie dojechać, a jednak – dotarliśmy do Bartoszowa. Pospacerowaliśmy po zaspach, jakie się wytworzyły między stawami. Wszystko opromienione pięknym słońcem (słońca też się nie spodziewałam ;)) Pogoda dopisała, śnieg skrzył się, a tworzone przez nas ślady tworzyły ciekawe wzory, które wykorzystywaliśmy do naszych kompozycji fotograficznych.
Później udaliśmy się na zaporę w Sieniawie, tam po podbojach fotograficznych zrobiliśmy tradycyjna fotografię grupową i nieco zmarznięci, choć wspomagała nas herbatka i kawka w termosie, ale radośni i naładowani wiosennym słońcem wróciliśmy.
Obecni: Kamila, Katarzyna, Magda, Paweł i ja, i będąca z nami duszą – Barbarka.
Aha dodam tylko, że nie wiem jakim cudem obudziłam się wtedy sama, bez budzika – bo on nie zadzwonił… Ale to chyba jakiś znak… głos wewnętrzny mówiący… idź na plener, idź na plener… Bo… chyba podświadomie mi utkwiły słowa Tomasza – plenery to najpiękniejsze momenty w kółku.