Sobotni wieczór (2 grudnia) zapadnie wielu Kuźniowiczom w pamięć…
Tego dnia w Bibliotece w Bieczu odbył się wernisaż wystawy zdjęć autorstwa Beatki Ołpińskiej-Pabisz, naszej kuźniowej koleżanki…
Szczerze mówiąc okoliczności pogodowe nas nie oszczędzały…
Już od połowy tygodnia zapowiadano „pogodowy Armagedon”, że będą obfite opady śniegu i fatalne warunki na drogach…
Blady strach padł na naszych kolegów i koleżanki:)
Lęk okazał się jednak słaby, bo nie przeszkodził 9 szaleńcom, którzy w sobotnie popołudnie postanowili być razem z Beatką na jej wystawie…
Oczywiście byli też z nami ci, którzy nie mogli być fizycznie…
W sumie patrząc na to w ten sposób, to świętowała z Beatką całkiem spora grupa kuźniowiczów i camerowiczów…
Fizycznie byli obecni: Beatka U. Monika, Madzia, Teresa, Wiola, Hubert, Rafał i Tomasz W. Osobno (wielkie brawa) dojechał Robert z żoną…

Na miejscu początkowo było mało ludzi, ale już po kilku minutach (mimo złej pogody)… zrobił się całkiem spory tłum. Goście, oprócz tych miejscowych, zjechali widać z kilku stron świata…
Na ścianach i sztalugach kilkadziesiąt (?) zdjęć Beatki. Wszystkie nasze – kuźniowe, czarno-białe… Zebrane razem zdjęcia: krajobrazy i portrety, oraz kilka nieoglądanych wcześniej nowości:).
Bardzo dobra atmosfera, autorka w wysokiej formie, fajna oprawa muzyczno-słowna…
Wiele rozmów, wspólnych zdjęć, podziękowań, gratulacji…
Wiele kwiatów, refleksji, wzruszeń…

Tak minęła nam godzina wernisażu…
Gdy zbieraliśmy się do domu… niespodzianka… (!). Zostaliśmy zaproszeni do zwiedzenia biblioteki… choć to słowo nie oddaje atmosfery i wyglądu miejsca, które zobaczyliśmy…
Bo to, co nam pokazano to raczej świątynia… nie tylko słowa, ale pamięci, plastyki, wystroju wnętrz, architektury… Pomieszczenia z wielowymiarową funkcją, wszędzie przeszłość (dawna synagoga) połączona mądrze i ze smakiem z nowoczesnością…
Zwiedzanie tego przybytku kultury, pod kierunkiem pani dyrektor była wspaniałym zakończeniem wieczoru…
Jeszcze tylko ostatnie pożegnania, uściski, słowa…
O godzinie 20.00 siedzieliśmy już w samochodach w drodze do Krosna… Za oknem padał śnieg, droga biała… Czy to przyćmiło naszą radość? A skądże…
Droga do domu była bardzo wesoła (mówię w imieniu swoim i załogi jednego z dwóch samochodów)… bezpieczna i spokojna…
Wróciliśmy, każdy z nas podążył do swojego domu, ale mam wrażenie, że ten wyjazd uczynił z nas bardziej zgraną grupę. Pokazał, że można na nas liczyć, że nasze kuźniowe szaleństwo nie jest limitowane, ale nie zna (póki co) granic… Że potrafimy być razem…

Dziękujemy Beatce, autorce zdjęć, organizatorom, wszystkim kuźniowiczom, którzy w ten wieczór, w różny sposób, byli z nami…
Niech żyje fotografia!